"Rok temu – 15 stycznia 2002 – zakończyła się sprawa dotycząca odzyskania cegielni w Laryszu, dzielnicy Mysłowic, przez pięciu spadkobierców nieżyjącego już pierwszego właściciela tej nieruchomości Antoniego Potyki. Cegielnia ta po wojnie została znacjonalizowana z naruszeniem prawa co zostało potwierdzone przez Ministerstwo Gospodarki. Ministerstwo, to prowadząc postępowanie reprywatyzacyjne w grudniu 2001 roku, uchyliło decyzję poprzednich ministerstw dotyczących nacjonalizacji terenu. Spadkobiercy – Jan Szkoc i Aleksandra Nikiel-Stanik z Katowic, Elżbieta Pawlicka z Tychów, Janina Kieromin z Mysłowic i Józef Potyka mieszkający obecnie w Kanadzie – przejęli nieruchomość liczącą prawie 12 hektarów od syndyka masy upadłościowej – Zakładów Ceramiki Budowlanej w Gliwicach. Pierwsze czynności jakie podjęli po przejęciu terenu to zasypanie wyrobiska gliny i rekultywacja tego ogromnego terenu. Obiekty po cegielni ich przodka są mocno zrujnowane, maszyny zostały rozszabrowane. Podobnie stało się z drugą cegielnią, która mieściła się w dzielnicy Morgi – tzw. Cegielni Ulmanów, ale po nią do tej pory nie zgłosił się jeszcze żaden spadkobierca.

Jeszcze nie tak dawno na obu tych cegielniach wrzała praca. Po morgowskiej już prawie nie ma śladu, został tylko komin, fragment hali suszarni i plac, na którym stała. Po laryskiej, która była eksploatowana znacznie dłużej, bo do 1998 roku też niedługo już niewiele zostanie. Teren jest obecnie rekultywowany przez firmę „Conect”.

Antoni Potyka to zasłużony działacz powstania śląskiego i wielkopolskiego. Urodził się w Markowicach koło Raciborza, był przyjacielem Arki Bożka. Z zawodu inżynier kolejowy znany był w historii III powstania śląskiego jako organizator pociągu pancernego, którym powstańcy dojechali do Kędzierzyna. Po I wojnie światowej był delegatem Rządu Polskiego do spraw reparacji wojennych w zakresie transportu kolejowego. Przyczynił się między innymi do sprowadzenia dla Polski 156 sztuk lokomotyw ponad ustalony program oraz wielu wagonów osobowych i towarowych. W czasie II wojny światowej odmówił podpisania tzw „volkslisty” i został za ten czyn osadzony w mysłowickim obozie przy Promenadzie, zwanym przez więźniów „przedsionkiem piekła”, a przez oprawców „ogrodem róż” (Rosengarden). Zmarł z wycieńczenia w maju 1944 roku.

 

Do dnia przejęcia nieruchomości przez jej spadkobierców Urząd Miasta administrował również trzema budynkami, które należały do Potyków. Z jednego wyprowadziła się już filia biblioteki w Laryszu, drugi budynek to dom mieszkalny, a w trzecim mieściła się przychodnia rejonowa dla mieszkańców Larysza i Morgów oraz hotel robotniczy. Przychodnię miasto przeniosło do Brzezinki.

- Spadkobiercy przejęli w posiadanie nieruchomości przy ul. Laryskiej 89, 91 i 91a czyli teren cegielni, przychodnię i bibliotekę – poinformowała Urszula Gruca z UM. Miasto oddało budynki i dom z lokatorami. Została jeszcze do uregulowania sprawa domu przy ul. Wojska Polskiego, który też wchodzi w skład majątku Potyków.

Dwoje ze spadkobierców – Jan Szkoc z Katowic i Elżbieta Pawlicka z Tychów mówią: Miasto oddało nam wszystko. W domu na Laryszu nadal mieszkają lokatorzy, w pomieszczeniu, gdzie mieściła się biblioteka już nie ma niczego, można powiedzieć dosłownie – książki wyprowadzono do innego pomieszczenia, ale z lokalu skradziono ostatnie grzejniki żeliwne. Pomieszczenie po dawnej bibliotece – pawilon handlowy – chcemy sprzedać, może znajdzie się kupiec. Lokum po ośrodku zdrowia i hotelu ma być rozebrane. W toku załatwiania jest sprawa z domem przy ul. Wojska Polskiego 10. Myślę, że sprawa doczeka się pozytywnego zakończenia. Teren cegielni to prawie 12 hektarów, które są obecnie rekultywowane. Również będą przeznaczone do sprzedaży. Tu jest jednak największy problem – na tym terenie wszystko co stanowiło tzw. metal, zostało skradzione. Inie wiemy, jak to się stało. Cegielnia od pierwszej chwili przejęcia jej od syndyka masy upadłościowej, jest strzeżona całą dobę przez firmę, która również zajmuje się tam rekultywacją wyrobiska. Dyrektor tej firmy podpisał z nami umowę, że teren będzie strzeżony. Już w I kwartale tego roku skradziono z niej piece parowe, każdy prawie 15 metrów długości, były maszyny formujące glinę, też skradziono, samo wyrobisko gliny to dwa piętra stalowej konstrukcji – około 120-150 ton! -te również zostały zdemontowane, gniotniki to też kilkanaście ton „Żelastwa”, których nie ma, znikły maszyny. W suszarni były komory 2 metry szerokie, 3 metry wysokie i 25 metrów głębokie zamykane drzwiami metalowymi, wysokimi na trzy metry… Mogę jeszcze wymieniać – rury grzewcze w komorach, w jednej było tego około 100 metrów a komór było 36. Zdemontowane zostały schody metalowe, około 6 metrów, nawet okna z metalowymi ramami. Jak to wszystko „wyszło” z cegielni, nie wiemy, fakt jest zgłoszony na policji. Bramy były dwie: jedna wjazdowa, druga, z tyłu cegielni już dawno była zasypana i wyjścia tam nie ma. Tak się dzieje najprawdopodobniej w czasie weekendu, rzeczy znikają i nie można znaleźć winnych. Cudem znalazły się tylko elementem najmniej wartościowe – grzejniki z biblioteki, które znaleziono na złomowisku w Brzezince.

Umowa spisana jest pomiędzy firmą a spadkobiercami – mówi dyrektor firmy Edmund Bogacki – m.in. na to, że będziemy rekultywować teren, dzierżawić pomieszczenia biurowe na terenie byłej cegielni i dozorować obszar. Obszar niestety nie jest ogrodzony, a my zatrudniamy tylko po jednym stróżu na zmianę, który nie jest w stanie obejść całego obszaru w ciągu dyżuru nocnego – mówi Bogacki. To prawda, że ktoś wyniósł (wywiózł) metalowe rzeczy z terenu. Zgłosiliśmy to na policję, myślę, że te „metale” były wcześniej przez kogoś upatrzone i przygotowane już do kradzieży, bo to niemożliwe, by je wynieść w ciągu jednej nocy – twierdzi dyrektor Bogacki."

(das)

Życie Mysłowic 16 (290), 31 sierpień 2003 rok