1990

Obraz ponury gastronomii w centrum Mysłowic

 

Czasy nie są zbyt łaskawe dla gastronomii, jednak wymazywanie jej całkowicie z mapy miasta to nieporozumienie, by nie powiedzieć głupota. Tym bardziej jeśli o centrum, będące wizytówką miasta. Taki zaś proces powoli, za to skutecznie zdaje się postępować w Mysłowicach.

 

Zestawiając stan barów i restauracji sprzed kilku lat ze stanem obecnym, otrzymujemy dość ponury obraz. Jeden bar w rynku zamieniony w sklep „ogólnospożywczy”, drugi w sklep”ogólnoogólny”. Wokół też nie lepiej. O „Parkowej” dla przyzwoitości nie wspomnę. W hotelu „Mysław” można co najwyżej pogryźć klamkę. „Mysłowiczankę” (co za reprezentacyjna nazwa) wygląd broni przed klientami lepiej niż kilometry zasieków i pól minowych. Bar „Posiłek” zamieniono na sklep z niczym (przynajmniej na razie). Oprócz „Centralnej” do której nie zawsze można, z przyczyn czasowych i pieniężnych, wejść, został więc tylko bar „Smak” na Grunwaldzkiej – obskurny i tak mały, że mieszczą się w nim najwyżej cztery osoby na stojąco.

 

 

Kawiarnia BajkaRynek 23 - kawiarnia Bajka w latach 60-tych XX w.

 

Z kawiarniami nie jest wcale lepiej. W byłej (pożal się Boże, ale zawsze...) kawiarni „Bajka” można co prawda dostać talerzyki i kieliszki, ale tylko puste. Kawiarenka przy ul. Krakowskiej została zamieniona na butik. Z kawiarni „Centralna” robi się sklep z telewizorami. Pozostał „Coctail bar” na Grunwaldzkiej, ale wnętrze wypluwa człowieka po trzech minutach – więcej w tak zimnej nudzie nie sposób wytrzymać. Jest też namiastka kawiarenki na przystanku przy kościele, ale namiastka to za mało.

 

Jak na centrum blisko stutysięcznego miasta – nędza. Miejsca, gdzie można tanio i smacznie zjeść, czy spędzić miły wieczór z przyjaciółmi, były, są i będą potrzebne. Wymagają więcej pracy niż sklepy, ale czy dlatego muszą zniknąć ?

 

Piotr Myszor

 

Życie Mysłowic nr 4-5, 17.12.1990-14.01.1991, cena 3.000 zł